Krzysztof Drabik – niesamowicie utalentowany barman oraz bardzo ciekawy i pozytywny człowiek. Potrafi zrobić niezapomniane show przy barze, a w sercu nosi niesamowite marzenia. Zawsze ma energię do działania i uśmiech. Wiara i pasja dają mu siłę, by stawać się lepszym i nie poddawać się. W rozmowie podzielił się swoją historią i wskazówkami na drodze do sukcesu.
Kinga Hucz: Ponad 20 lat temu zaczęła się Twoja barmańska przygoda. Powiedz, co było taką iskrą, która rozpaliła w Tobie tę pasję?
Krzysztof Drabik: Po ukończeniu podstawówki nie wiedziałem, do jakiej szkoły średniej się udać. Z kolegą myśleliśmy nad bytomską budowlanką. Pewnego dnia, gdy szliśmy do centrum, zobaczyliśmy osoby reklamujące szkołę gastronomiczną. Akurat odbywały się tam dni otwarte, więc z ciekawości postanowiliśmy wejść. Od razu spodobał mi się klimat szkoły i zdecydowałam, że tam zostanę. Tak zaczęła się moja przygoda z gastronomią, wcześniej mnie do tego nie ciągnęło. Po ukończeniu technikum chciałem zostać kucharzem. Jednak ze względu na moją otwartą osobowość i chęć obcowania z ludźmi, wybrałem kelnerstwo. Kiedyś z polecenia przyjaciela, pojechałem do Zabrza, by zobaczyć jednego z prekursorów barmaństwa w Polsce. Mężczyzna, podając napoje, podrzucał szklankami do góry. Byłem pod tak wielkim wrażeniem, tego, co zrobił, że poprosiłem, aby powtórzył trik. W tamtym momencie zainteresowałem się barmaństwem i zacząłem treningi w piwnicy bez okien. To było w 2000 roku. Rok później wystartowałem w swoim pierwszym turnieju w Ostrowie Wielkopolskim, a w 2002 przygotowywałem się już do Mistrzostw Polski. Kilkukrotnie udało mi się zdobyć tytuł Mistrza Polski i Europy oraz wygrać Międzynarodowe Mistrzostwa Azji. Zostałem również wielokrotnym Rekordzistą Świata. Od tej pory cały czas się rozwijam. Nie chce osiąść na laurach. Kombinuję, co warto zmienić, jak uatrakcyjnić pokaz. Wprowadzam nowe elementy, zmieniam muzykę, aby zachwycić publiczność. Zastanawiam się, czego jeszcze mogę się nauczyć. Ważna jest dla mnie jakość.
Jest coś, czym się wyróżniasz w kręgu barmanów?
– Podczas jednych zawodów stanąłem przed wyzwaniem, musiałem wykonać swój pokaz do innej muzyki, niż sobie przygotowałem. Nie wiedziałem, co zrobić i przedstawiłem praktycznie cały mój pokaz przed barem. W tamtym momencie zainicjowałem nowy trend. Kilka lat później stwierdziłem, że wszystkie pokazy będę robił, stojąc przed barem. Moja sylwetka jest wtedy widoczna i całość wygląda efektowniej. Nikt w Polsce nie wykonuje pełnego pokazu przed barem, ponieważ jest to zdecydowanie trudniejsze. Ja dzisiaj nie wyobrażam sobie chować się za barem.
Czy mógłbyś podzielić się wrażeniami z udziału w programie Mam Talent?
– Na początku miałem wątpliwości, nie wiedziałem, jak to będzie przebiegać. Oczywiste było to, że program jest transmitowany na żywo i każdy błąd będzie widoczny. Byłem świadomy swoich umiejętność, a program Mam Talent mógł mi pomóc dalej się rozwijać. W końcu zdecydowałem się zaryzykować i postanowiłem nie myśleć o etapach, a skupić się na tym, jak wykonam pokaz. Nie było ważne, jak zostanie to pokazane na ekranie, a to, że będę zadowolony z siebie. Dziś tytuł, który zdobyłem w Mam Talent, jest dla mnie najważniejszym osiągnięciem. Cenniejszym niż tytuły, które kiedykolwiek otrzymałem. Jest to bowiem nagroda publiczności za najlepsze show w 7 edycji programu. Ta nagroda jest dla mnie bardzo ważna, bo jest szczera i uczciwa, dlatego że to właśnie publiczność mnie wybrała. Byłem ogromnie wdzięczny za takie wyróżnienie.
Jakie cechy należy posiadać, aby osiągnąć sukces?
– Myślę, że nie każdy może osiągnąć sukces, bo tylko niektórym będzie prawdziwie zależeć na sukcesie. Istotne jest, aby zwyciężyć w sobie, by czuć się spełnionym i szczęśliwym. Nie ma sensu skupiać się na rzeczach, na które nie mamy wpływu. Wartością jest zadbanie o te sfery, w których możemy coś zmienić. Uważam, że kluczową cechą jest wytrwałość i skupienie na swoich działaniach. Poza tym trzeba być odpornym i nie poddawać się. Mam świadomość, że sytuacje, których żałuję, musiały się wydarzyć, abym się zmienił. Jeśli jest Ci za wygodnie, to znaczy, że się nie rozwijasz. Nie można oczekiwać od życia, nie dążąc do zmiany. Co więcej, warto karmić się wartościowymi treściami, bo tylko tak możemy budować sami siebie. Wtedy nikt nas nie pokona.
Należy pamiętać, że pieniądze nie są najważniejsze. Dla mnie na pierwszym miejscu jest wiara, później rodzina i relacje, a po tym dopiero pieniądze. Bez relacji nie ma rodziny. Natomiast widzę, że ludzie, którzy odchodzą od wiary, są zagubieni. W najtrudniejszych momentach życia ratowała mnie właśnie relacja z Bogiem. Wiara powinna przejawiać się we wrażliwości i miłości do drugiego człowieka. Żadne pieniądze nie oddadzą uśmiechu drugiej osoby. Najważniejsze są doświadczenia, a niekoniecznie bycie na szczycie. Może szczyt nie jest dla Ciebie. Moim zdaniem, to właśnie droga do celu jest najciekawsza.
Był jakiś przełomowy moment w Twojej karierze?
– Jakiś czas po moim udziale w programie Mam Talent zostałem zaatakowany butelką z piwa, w wyniku czego ucierpiała moja ręka. Dalej nie mam czucia w miejscu uszkodzenia. Pierwszy pokaz po kontuzji był nieudany i wtedy obiecałem sobie, że jak wrócę do pasji, to żonglowanie zamienię na pomaganie. Wymyśliłem, że wykonam na wybrzeżu najdłuższą żonglerkę na świecie, by pomagać potrzebującym. Osiągnąłem cel i wkręciłem się w rekordy. Później wyjechałem do Kenii, widok tamtejszych dzieci mocno mnie wzruszył. Mój rekord zainspirował inne osoby i wspólnie zainicjowaliśmy budowę największego w Afryce centrum rehabilitacji dla dzieci z porażeniem mózgowym. Takie dzieci bardzo cierpią, są odrzucane od społeczeństwa. Niektóre plemiona wyrzucają je na sawannę, gdzie zostają zjedzone przez dzikie zwierzęta. W projekt zaangażowanych jest kilka tysięcy ludzi i chcemy go ukończyć w ciągu trzech lat. Gdyby nie pojedyncze wydarzenia, to nigdy nie doszłoby do tej inwestycji. Dlatego nie wierzę w przypadki i zawsze staram się rozmawiać z Bogiem, aby On wybierał właściwą drogę.
Co Cię najbardziej w życiu napędza?
– Ponieważ od dziecka jestem aktywny i uwielbiam sport, inspirowali mnie sportowcy, szczególnie Michael Jordan. Dziś już nie obserwuję jego działalności, jednak mam do niego ogromny sentyment. Uważam, że nie można porównywać się do innych, a inspirować się ludźmi. Natomiast każdego dnia starać się być lepszą wersją siebie z dnia poprzedniego. Warto skoncentrować się na sobie i dostrzec, że wszyscy kiedyś zaczynali od zera. Każdy człowiek ma inną, niesamowitą, nieraz trudną historię. Ludzie są nieświadomi, że mogą być inspiracją dla drugiej osoby. Mnie na przykład inspirują moi synowie. Niejednokrotnie zachwycają mnie swoimi umiejętnościami i motywują do działania. Górskie spacery pozwalają mi odpocząć i oczyścić myśli. Uważam, że ogólnie świat jest piękny. Dużym oczyszczeniem są też dla mnie głodówki, które praktykuję raz w roku. Przez tydzień piję tylko wodę, ok. 3-4 litry dziennie. Mój organizm jest wtedy osłabiony, za to duch jest silniejszy.
Co chciałbyś usłyszeć jako młody człowiek?
– Jako nastolatek chciałbym być doceniony i usłyszeć, że jestem wartościowy. Ludzie lubią być doceniani. Człowiek doceniony ma w sobie energię i siłę, by iść do przodu. Jednak trzeba podejmować odpowiednie kroki, aby inni nas docenili.
Masz jakieś rady dla młodych, którzy chcą osiągnąć sukces?
– Uważam, że człowiek świadomy i otwarty jest w stanie osiągnąć zdecydowanie więcej, niż sobie wyobraża. Osoba zamknięta przez uprzedzenia ogranicza swój potencjał. Warto się zatrzymać w codziennym biegu i zresetować się. Dieta i świadome odżywianie pozwalają żyć dłużej. Należy obudzić w sobie olbrzyma i stworzyć w sobie mechanizm, który będzie życiowym napędem. W końcu droga do sukcesu polega na tym, aby zawsze robić coś, co przybliża do celu. Ważne jest też, by nie wpadać w schematy i znaleźć własną drogę. Warto szukać alternatyw, bo możliwości są teraz duże. Można inspirować się osobami, które są na szczycie. Jednak należy pamiętać, że one również pokonały drogę, której nie znamy. Jeśli się na coś zdecyduje, to wchodzę w to na 100%, jak nie wychodzi, to może trzeba znaleźć inny kierunek. Dla mnie porażka nigdy do końca życia nie będzie porażką, bo zamieniam je w lekcje. Młodzi ludzie, którzy chcą osiągnąć sukces, muszą być gotowi na wyzwania. Wiemy przecież, że żaden sukces nie buduje się na miękkiej poduszce. Nie bez powodu mówi się, że trzeba mieć twardy tyłek, zaparcie i determinację. Marzenia należy budzić nie w głowie, tylko w sercu i to jest istotne. Poczuj marzenie w sercu i dąż do niego. Uważam, że zawsze warto mieć plan, bo ludzie bez planów umierają za życia.
Jakie jest Twoje największe marzenie?
– Marzenia są wewnętrznym tlenem, a moim największym marzeniem jest zdobycie najwyższego szczytu na świecie. Bardzo chcę wejść na Mount Everest. To pragnienie towarzyszy mi od 9 roku życia. Gdy dorastałem, marzenie trochę przygasło, bo wkręciłem się w inne rzeczy – szkoła, gastronomia. Jednak w momencie, gdy zacząłem zdobywać wiedzę, poszerzać swoje umiejętności i kontakty z ludźmi, zrozumiałem, że mogę zrealizować ten cel.
Projekt zakładał wejście na Everest w 2020 roku w setną rocznicę urodzin Jana Pawła II. Ta wyprawa miała mieć trzy aspekty. Pierwszy to uczczenie św. Jana Pawła II. Drugi cel był połączony z międzynarodową inicjatywą uświadamiającą, jak ważne jest dzielenie się krwią. Początkowo najważniejsze wyzwanie sportowe, czyli wykonanie najwyższej żonglerki na szczycie stało się dla mnie odległe. Pandemia uniemożliwiła tę wyprawę. W przyszłym roku planujemy razem z Jarosławem Botorem kolejne podejście na Everest. Chcemy wejść od strony chińskiej. Marzy mi się, żeby wejście na pusty szczyt. Nie ma dnia, że o tym nie myślę. Pragnę przejść tę drogę, chce spróbować. Jeśli nie uda mi się zdobyć Everestu, to nic się nie stanie, ale nie będę próbował drugi raz. Razem z Jarosławem chcemy stać się inspiracją dla młodzieży, aby cały czas modyfikowali swoje życie.
0 komentarzy